Przejdź do głównej zawartości

F jak finanse


 


Mój mąż mówił zawsze, że pieniądze są ważne. Ja - że potrzebne. Uważam, że oboje mamy rację.

Chciałabym, aby naszej córce niczego nie brakowało, ale w żaden sposób "nie przeliczyliśmy" jej obecności, tzn. nie zrobiliśmy zestawienia kosztów - ile i na co planujemy wydać.

Wychowałam się w normalnym, ciepłym domu. Uściślijmy - bloku. Nigdy mi niczego nie brakowało. Rodzice nie dawali po sobie poznać, że chwilami bywało ciężko.

Tata to typ ciepłego faceta, któremu córka siada na kolanach i nie musi niczego mówić, bo tata wszystko wie. Tata nie jest typem "ryzykanta". Czasem miałam mu to za złe.Tata zawsze o mnie pamięta. Nie myślcie, że mama nie, ale córce jakoś czasem bliżej do taty...

Gdzie tu finanse? Tata "zainwestował" we mnie walutę niewidzialną, ale mam ją ciągle w portfelu życia. Oddaję ją tylko moim T i K. Miłość i czułość. 

Tata i mama to najlepsi ludzie jakich znam. Nie bez wad. Tata jest nerwowy. Mama czasem nie umie słuchać. Ale dali mi tyle, że nie mam prawa  im czegokolwiek wyrzucać. 

Oni chyba nie dostali takiej "waluty". Ale w sercach mają jej mnóstwo. Produkcja na masową skalę. Nasza córka - to dopiero produkcja....

Wydatki są zawsze, mniejsze czy większe. Nie zrobiłam zestawienia kosztów materialnych, bo zupełnie nie wiedziałam, ile co kosztuje. Ale pamiętam rozmowę z moją koleżanką, która powiedziała, że warto kupować etapami, bo łączny koszt przygotowań do narodzin dziecka - jej zdaniem - to około 20 tysięcy złotych. Pewnie tak jest, może kiedyś to policzę. 

Fajnie jest mieć pieniądze. Fajnie jest też mieć do nich dystans. Ja taki właśnie mam. T ciągle próbuje. Nie walczymy. 

Rozumiem mojego T. Nie miał w dzieciństwie połowy tego, co mialam ja. Pamiętam, że gdy się poznaliśmy, opowiedział mi trzy historie... O tym, że sprzedawał maliny pod Supersamem, o tym, że chodził w zbyt dużych butach po Adasiu i o tym, że po szkole kupowal chlebek i jadł go w domu z masłem... Zrobiło mi się głupio. Jako dziecko nigdy nie pracowałam. Zawsze miałam swoje buty. Chleb z masłem jadłam, gdy miałam ochotę.

T. pozostał taki. Ma wielki szacunek do jedzenia, do przedmiotów. Uczę się tego od niego. Po powrocie z Nowej Zelandii totalnie zmienił nasz dom. Gdy słyszy,  że odkręcam wodę, pyta zawsze z uśmiechem: Gdzie mieszkamy? W Nowej Zelandii - odpowiadam 😉

Często marzymy, głośno, przy kawie. T. o małym samolocie, ja o ciepłym miejscu do życia. Po chwili oboje dodajemy: Ale najważniejsze jest zdrowie i to, żebyśmy długo byli razem. Na zawsze.. Ale dzieli nas czternaście lat.. T. jest ode mnie starszy. Zostaniesz kiedyś sama - mówi mi często.. Muszę zrobić wszystko, żeby Wam niczego nie brakowało. Tobie i Lusi. 

Lusia to jego "trzecie płuco". Mam nadzieję, że dzięki Niej będzie oddychał o wiele dłużej. To jego największa inwestycja.  

Pieniadze są ważne - mówi T. Są potrzebne - odpowiadam.

A.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nowa JA?

  Samolubnie wykorzystywać słowo na j dla siebie? Tylko dla siebie? Dlaczego nie! Zostałaś mamą, mamą na pełny etat. Ale czy „po godzinach” też nią jesteś? Jasne! Będziesz nią już zawsze. A więc inaczej – czy nadal jesteś tancerką, piszesz wiersze, a może malujesz obrazy? Czy nadal biegasz, ćwiczysz jogę czy czytasz nową książkę z psychologii kryminalnej, którą zawsze się interesowałaś? Czy w tych krótkich wolnych chwilach masz czas na samą siebie?  Zdarza się, że tak. Poza tym, że kiedy tylko mogę – śpię albo po prostu idę do łazienki – to jak już załatwię podstawowe potrzeby fizjologiczne i trochę odeśpię zarwaną noc – próbuję i sprawdzam czy jestem sobą sprzed ciąży. Czy chcę wracać do tego co lubiłam robić czy wolę odkrywać nowe. Czy każde nowe będzie związane z macierzyństwem?  Tego nie wiem, ale fotografia niemowlęca czy projektowanie gadżetów dla matek karmiących – brzmią całkiem nieźle. Ważne, żeby odnaleźć w tym radość, swoją radość i swoją cząstkę – na nowo, alb...

Apetyczne zachcianki

Jak to było ze mną? Zaraz się dowiecie. Jestem M. Moim słowem na A jest APETYT. Przed ciążą, w ciąży, po ciąży, i wciąż "ciąży" 🙉🙈🙊 Nigdy nie narzekałam na jego brak. Uwielbiałam jeść. Zwłaszcza latem, zwłaszcza na wakacjach, zwłaszcza w krajach śródziemnomorskich. Owoce morza, ryby - wiadomo, ale te pomidory i owoce dojrzewające w południowych promieniach słońca. A oliwki, oliwa, sery? Niebo w gębie, rozkosz dla podniebienia, uczta dla zmysłów! Najbardziej urzekają mnie w ich potrawach nieskomplikowane smaki  i oczywiste połączenia. Prosto, smacznie, idealnie!  Zastanawiam się czy gdybym pierwsze miesiące ciąży spędziła w jednym z tych krajów miałabym ten swój nieposkromiony apetyt. Pewnie poranne, południowe, popołudniowe  i wieczorne mdłości byłby nieco bardziej znośne. Niestety tego się już nie dowiem. Początki ciąży spędziłam w szaroburej, ponurej atmosferze zimy  i nieśmiałych początków wiosny.  A w naszym kraju niestety był to początek koronawiru...

E jak Emigracja

    Myślimy o niej odkąd świat dopadła pandemia COVID-19. Poza koronawirusem i niekończącym się lockdownem, który wykańcza wiele działalności zarobkowych, powodem dla którego myślimy o emigracji jest pojawienie się na świecie naszej córeczki. Od tego momentu zaczęliśmy myśleć o przyszłości. O tej prawdziwej przyszłości. Ba! Nawet o emeryturze! Chcieliśmy po prostu czegoś więcej dla niej, dla naszej małej rodzinki. Kiedy byliśmy we dwoje niewiele o niej myśleliśmy. To brzmiało zbyt poważnie. Przecież były ważniejsze, przyjemniejsze i dużo łatwiejsze aspekty życia. Była teraźniejszość - słowo wówczas najważniejsze. Jedyną przyszłością, o której myśleliśmy we dwoje był kolejny wyjazd – słoneczne wakacje czy weekendowy wypad w góry. Już sam fakt, że wzięliśmy ślub po wielu latach związku i kupiliśmy mieszkanie było dla nas szczytem dorosłości i myślenia o przyszłości. Pojawienie się na świecie dziecka zmienia wszystko. Zmienia teraźniejszość i myślenie o przyszłości. Emigracj...